Trafiają do mnie kolejne dzieci, które mają problemy z nauką języka angielskiego w szkole. Problem jest poważny, gdyż najczęściej są to dzieci z dysleksją, które czują się niezrozumiane przez nauczycieli i odepchnięte przez system.
Pierwsze wrażenie
Moje pierwsze spotkanie z uczniem, to przede wszystkiem szczera rozmowa. Wierzcie mi lub nie, ale kilka pytań wystarczy, by zrozumieć w czym tkwi problem oraz z jakimi obawami i lękami borykają się nastolatki. Te rozmowy prawie zawsze kończą się płaczem, ale cieszę się, że łzy znajdują ujście, a uczeń potrafi okazać swoje lęki, obawy i nazwać je, nawet jeśli nie użył w tym celu konkretnych słów. Umiejętna obserwacja jest źródłem dalszego powodzenia w nauczaniu: jeśli uczeń płacze w momencie kiedy mówi o liście czasowników nieregularnych, to jest to dowód, że to jego największy problem.
Wychodzi szydło z worka
Z moich obserwacji wynika, że najczęstszym problemem jest prawidłowe odczytywanie słów. Często okazuje się, że słowa słyszane i wymawiane nie korespondują z tym co jest napisane w tekście. Jest to ewidentny brak doświadczenia w czytaniu. Pociąga on za sobą masę problemów i niepowodzeń w postaci nierozumienia omawianego tematu, problemów z uczeniem się nowych słówek i rozwiązywaniem zadań na sprawdzianie.
Problem z czytaniem to niestety najczęstszy problem nie tylko wśród osób z dysleksją. Jeśli nie połączymy czytania z wymową na etapie edukacji wczesnoszkolnej, wcześniej czy później nastąpi katastrofa.
W swojej szkole wprowadzam naukę czytania już w pierwszej klasie. Uczę dźwięków, czytania i rozumienia tekstów, a to wszystko w formie zabawy. Powyższe karty pochodzą z kursu czytania, części pierwszej. Opracowałam go, by w zabawny sposób uczyć czytania. W czasie nauki dzieci rzucają kostkami, kręcą spinerami i ścigają się do mety.
O co właściwie chodzi?
Lęki i niechęć, z którymi przychodzą do mnie uczniowie wynikają również z tego, co dzieje się na lekcjach, w szkole a czasem i w domu:
- Bo pani krzyczy, że nic nie umiemy
- nie rozumiem, a już trzeba robić zadania
- jestem zmęczona/y
- na lekcji co innego, a na sprawdzianie co innego
- ciągle się uczę, a ze sprawdzianu dostaję 1…
- rodzice chcą bym więcej się uczyła, ale ja już nie mogę więcej
Powyższe wypowiedzi to tylko niektóre z wypowiedzi moich uczniów. Przebija przez nie zniecierpliwienie i tęsknota za byciem dobrym w tym co się robi. Po prostu. Dlatego ważne jest, by pozwolić dzieciom na zaprzyjaźnienie się z sukcesem i posmakowanie go. Jednak nie uzyskamy tego, jeśli nie pozwolimy na popełnianie błędów, na podstawie których uczeń będzie się uczył. Od kiedy zaczęłam akceptować błędy, pomyłki, porażki i gorsze oceny, jest mi łatwiej jako rodzicowi i nauczycielowi.
To wszystko jest takie nudne…
Pewnie, że jest… ślęczenie nad serią stu lub dwustu zdań z przyimkami nie jest bajką… ale … jest czasem konieczne! Tłumaczę to moim uczniom, że nie ma innego wyjścia, że to słuszna droga do odniesienia sukcesu na egzaminie. Okres skupienia musi być przerywany momentami rozluźnienia i dobrej zabawy. Jeśli widzę, że uczeń wpadł w spiralę pomyłek i mota się w nich, prostuję to, jak również odrywam na chwilę od tematu rozmawiając o czymś zupełnie innym. Odwracam jego uwagę pytając, na przykład, o kolor ścian:
Chcę zrobić malowanie w klasie, jaki kolor będzie tu pasował?
Dziwne? Tylko trochę! Ale pozwala odpocząć mózgowi i wskoczyć wiedzy do odpowiednich szufladek.
Problem, bo każdy jest inny
Ważne jest, by znaleźć to coś, co szwankuje w nastawieniu do nauki oraz to, co sprawia największy problem uczniowi, a potem pozwolić odnieść sukces. Współczuję nauczycielom, którzy w przepełnionych klasach, w których jedna trzecia tej grupy to osoby z trudnościami w uczeniu się, zobowiązani są do indywidualizacji procesu nauczania. To naprawdę trudne zadanie, choćby przez wzgląd na fakt, ze każdy jest inny i uczy się w inny sposób. Istnieją jednak metody, które umożliwią integrację klasy i procesu nauczania, jednak wymagają zaangażowania, nakładu pracy, cierpliwości i energii. Łatwej będzie się przełamać jeśli docenimy możliwość ruchu na lekcji.
Pobudzanie wszystkich zmysłów do pracy w czasie nauki daje ogromne efekty, szczególnie w pracy z osobami z dysleksją. Wielozmysłowoś jest skuteczna i ma przyszłość.
Angażowanie zmysłów w czasie nauki zajmuje tyle samo czasu co metoda: trzykrotnie zapisz/zdefiniuj/zapamiętaj.
Katarzyna Bogdanowicz
Pewna jestem, że każde z dzieci pragnie mieć dobre oceny, chce czuć się docenione, chce przeżywać wewnętrzną radość i wracać do domu bez stresu.
Przez lata pracy z dziećmi, również z dziećmi z dysleksją, utwierdziłam się w przekonaniu, że dobra zabawa, lekkie podejście i jednocześnie stawianie wymagań działają cuda! Łzy i smutek niech odejdą w zapomnienie. Zarówno uczniów jak i nauczycieli 🙂