Marzenie o wakacjach dopada co niektórych już z początkiem września. Pamiętam, jak będąc dzieckiem, snuliśmy marzenia o zamianie długości wakacji z rokiem szkolnym. W tej kwestii nic się nie zmienia. Niewielu jest uczniów, którzy przy pierwszym zadaniu domowym nie myślą o takiej opcji.
Odprężenie, laba, luz…
Wraz z odebraniem świadectwa nadeszło odprężenie. Zeszło powietrze przetrzymywane w naszych płucach przez cały rok szkolny. Ileż radości było, gdy ze świadectwem w ręku, z lodami wielkimi ponad normę, zafundowanymi przez szczęśliwych rodziców, biegły dzieci do domu, by przez kolejne dwa miesiące nie myśleć o szkole, zadaniach domowych i komputerach … wróć! to nie te lata! Teraz rządzi MINECRAFT!
Z barków rodziców na moment zostały zdjęte odpowiedzialność, śledzenie Librusa i wydzwanianie do dziecka w czasie lekcji czy aby na pewno nie śpi. Wszak wiadomo, że w roku szkolnym 2020/21 droga do szkoły nie była zbyt wyboista. Niektórym nawet nie opłacało się wstawać, a lekcje obserwowali z pozycji płaskiej.
Wytchnienie, urlop, czas wolny…
Skoro już nadeszły wakacje i mamy trochę czasu wolnego, czas znaleźć sobie zajęcie!
Pierwsze o czym pomyślałam, kiedy zadzwonił ostatni dzwonek na lekcję, to wyjazd tak daleko aby nie było zasięgu internetowego. Będąc szczęśliwą mamą trójki dzieci w wieku szkolnym miałam po uszy walki z niewidzialnym Wi-fi, które przy takim obciążeniu, raz znikało a raz się pojawiało. Moje dzieci twierdzą, że nie lubią opowieści o duchach, ale szczerze wątpię bo gdy tylko Wi-fi znikało, uparcie go szukały.
Letnisko, odpoczywanie, wakacyjna przygoda…
Wi-fi zniknęło wraz z końcem roku szkolnego. Oczywiście nie na zawsze, bo tego nie przeżyłby najtwardszy nastolatek, ale … nie było go popołudniami, nie było go w Dziemianach, nie było go na Podlasiu. Wpadał tam tylko na chwilę i wyparowywał niczym kamfora. Z początku ciężko było sobie bez niego poradzić. Ogarniała nas nuda (tak, mnie również) ale i nuda potrafi być budująca. Trzeba było zająć się sobą, rozmawiać, słuchać, wykazać się empatią i na żadną z tych umiejętności nie było aplikacji!
Skorzystaliśmy z miejsc, które nas otaczają. Dopingowaliśmy sportowcom na trasie Iron Man, podziwialiśmy morze, jeziora i lasy, odkryliśmy, że na Podlasiu sprzedają jaka na kilogramy, a pani Luba ma najlepsze jajka w okolicy, zobaczyliśmy żubry, doświadczyliśmy czym jest brak dostępu do Mc’a i dobrej kawy… Wszystkie te doświadczenia to nasz ładunek na kolejny rok, to nasze wspomnienia, wspólne. Kłótnie, waśnie i spory nadały kolorytu wspomnieniom, a braterstwo w walce z podlaskimi komarami zjednoczyło.
Bez kombinacji, bez komplikacji ….
Brałam te wakacje takimi, jakimi były. Starałam się nie narzekać i korzystać z nich “tu i teraz”. Myślę, że udało się odpocząć i naładować baterie. Radość z tego co przyniesie dzień to chyba najlepszy przepis na udane wakacje i mam zamiar z niego skorzystać również w przyszłym roku. I choć Wi-fi w końcu się znalazło, wiem, że zgubi się już niedługo 🙂